Mimo wczesnego etapu prób naukowców wynika jednak, że są one bardzo obiecujące. Collins przez ostatnie tygodnie razem z zespołem sprawdzał skuteczność czujników umieszczonych w maseczce. Do tego stosował próbki śliny osób zarażonych COVID-19. Jak sam tłumaczy:
„Zastanawiali się również nad ostateczną formą narzędzia – czy zamontować czujniki wewnątrz maseczki, czy opracować moduł, który będzie pasował do dowolnych masek. Teraz planują testy z udziałem ludzi zakażonych SARS-CoV-2."
Dobroczynne działanie technologi jest już potwierdzone w przypadku SARS, odry, grypy, wirusowego zapalenia wątroby typu C czy innych wirusów. To ogromny sukces naukowców, który pozytywnie rokuje na przyszłość związaną z koronawirusem.
Dzisiaj grzeje:
1. Intymny list Ireny Santor. Ujawniła nieznaną dotąd prawdę nt. swojego życia
2. Tankował samochód, gdy podszedł do niego pies. Przeczytał napis na jego obroży i zdębiał
3. Przeżyła śmierć kliniczną, potem nie pamiętała nawet swojej córki. Niewiarygodne, co potem zrobiła
Czujniki, które wynalazł Collins, mają w sobie materiał genetyczny DNA i RNA, który wiąże się z wirusem. W ten sposób połączenie się materiałów ulokuje się na tworzywie maseczki. Wilgoć z naszych ust i fragmenty wirusa się połączą. W efekcie będzie można zbadać, za pomocą fluorescencji zarażonego. Czujnik w maseczce działa szybko i nie potrzebuje dużo czasu do wykrycia COVID-19. Pomysł naukowców miałby ułatwić np. lekarzom wykrywanie zarażonych poprzez lampy fluorescencyjne i ich maseczki. Ten pomysł znacznie ułatwiłby odseparowanie zarażonych bezobjawowych pacjentów.
ZOBACZ TAKŻE:
Źródło: gazetomania.pl